sport
www.boks.sport.walbrzych.pl

Boks w Wałbrzychu i okolicach, wałbrzyski boks.

Ostatnio komentowane
Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
Data newsa: 2009-01-23 16:42

Ostatni komentarz: Witaj pozdrawiam Zenek z Legnicy-tak trzymaj i powodzenia-wesołych Świąt -
dodany: 2010.12.06 13:17:25
przez: zeno49
czytaj więcej
Data newsa: 2009-02-02 13:27

Ostatni komentarz: Gratuluje
dodany: 2009.11.30 19:28:58
przez: Dorota13
czytaj więcej
Data newsa: 2009-03-27 13:38

Ostatni komentarz: kogo on goni? z tego co sie orietuje to rzanemu buty moze nosic w niczym mu nie dorasta do piet a przepraszam w lyzeczkowaniu to przerosl wszystkich
dodany: 2009.07.21 13:00:22
przez: beczunia
czytaj więcej
Data newsa: 2009-02-19 15:11

Ostatni komentarz: II Liga(nie długo może I) siatkówki w Wałbrzychu ;
http://juventurwalbrzych2.bloog.pl/
wejdź i sprawdź!:)
dodany: 2009.02.21 17:09:04
przez: AdeKSG
czytaj więcej
Data newsa: 2008-08-11 15:15

Ostatni komentarz: trzymamy kciuki za naszego ziomalka!!
dodany: 2008.08.12 10:26:40
przez: janek
czytaj więcej
POLECAMY
Odegram się w Londynie
2008-08-22 12:16

Rafałowi Kaczorowi, jednemu z dwóch polskich bokserów, którzy wywalczyli olimpijską nominację, nie udało się zrealizować marzeń o medalu. Wałbrzyszanin odczuwa zawód, ale pobyt w Pekinie był dla niego kolejnym doświadczeniem, które postara się wykorzystać jesienią, podczas Mistrzostw Europy w Londynie. Nasz pięściarz nie traci optymizmu i zapowiada, że jeszcze sporo osiągnie.


Od razu trafił pan na igrzyskach na wymagającego rywala.

Rafał Kaczor: - Rzeczywiście, los nie bardzo mi sprzyjał. W swojej grupie wylosowałem "jedynkę", Kazacha Mirata Sarsembajewa, brązowego medalistę mistrzostw świata w 2005r., mistrza Azji. Zarówno prezes, jak i trener pocieszali mnie, że gdy go pokonam, to już później będzie "z górki", a tymczasem okazało się, że następny przeciwnik był jeszcze mocniejszy i w przypadku pokonania Kazacha trafiłbym na Rosjanina Georgi Bałakszina, mistrza Europy, medalistę mistrzostw świata i igrzysk. Ale byłem dobrze przygotowany i czułem, że jestem w stanie wygrać z jednym i drugim, chociaż Sarsembajew jest dobrze znany w Azji, co stanowiło dla niego pewien handicap. Nie było jednak mowy o żądnych kompleksach i obawach.
 

Znał pan styl walki swojego pierwszego przeciwnika?

- Oglądałem go na wideo podczas dwóch turniejów. Z obserwacji wynikało, że jest to zawodnik boksujący bardzo fizycznie, lubi walkę w półdystansie i wymianę ciosów, co mi odpowiadało. Ale prawdopodobnie Kazach też oglądał moje pojedynki, wiedział, że od początku przyjmuje walkę i lubię się bić, więc zupełnie zmienił styl boksowania. Od razu "włączył wsteczny bieg" i niemal cały czas się cofał. To skomplikowało mi taktykę. W pierwszej rundzie dwukrotnie mocno go trafiłem i wtedy zaczął mocno klinczować i przetrzymywać, ale ostrzeżenia nie dostał. Nie dało się ukryć, że sędziowie sprzyjali mojemu rywalowi i po dwóch rundach wypracował mimo wszystko przewagę punktową, gdyż sędziowie nie zaliczyli mi kilku celnych uderzeń.
 

Taka sytuacja wymusiła zmianę pańskiego stylu walki?

- Kazach miał za zadanie tylko utrzymać zdobytą przewagę, a ja musiałem ją zniwelować. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę, poszedłem na Maksa do przodu. Siłą rzeczy musiałem się odkryć. On kilka razy skontrował i znowu umykał po ringu i pajacował, a mnie pozostała gonitwa. Sędzia zwracał mu uwagę, by podjął walkę, ale, jak już wcześniej zaznaczyłem, nie można było liczyć, że znany w Azji Kazach będzie ostro potraktowany. Trudno, przegrałem.

 

Co odczuwał pan po walce?

- Sportową złość i rozczarowanie. Sarsembajew wydawał się zawodnikiem do przejścia. Szkoda długich i intensywnych przygotowań. Ale zapewniam, że nie straciłem optymizmu, postaram się wyciągnąć z igrzysk pożyteczne wnioski i wierzę, że jeszcze stać mnie na spore sukcesy. Może już na listopadowych mistrzostwach Europy w Londynie? Gdyby igrzyska odbywały się w Europie, byłoby mi łatwiej.

 

Wrażenia pozasportowe?

- Przede wszystkim wspaniała i imponująca ceremonia otwarcia igrzysk. Tysiące wiwatujących ludzi, podniosła atmosfera. Idąc z nasza ekipą, słyszałem okrzyki "Polska, jesteśmy z wami!". Fantastycznie wyglądało zapalenie olimpijskiego znicza. Bardzo miło wspominam rozmowy z niektórymi członkami polskiej reprezentacji, m.in. z Otylią Jędrzejczak, siatkarkami i zawodniczkami podnoszącymi ciężary. W naszym budynku nauczyliśmy Chińczyków polskich zwrotów, np. dzień dobry, cześć, się ma, a nawet…kocham cię! Gospodarze byli bardzo gościnni. Pekin zawsze łączył się będzie z niezapomnianymi przeżyciami. Postaram się zrobić wszystko, by uczestniczyć w następnych igrzyskach.

 

Mieszkał pan z Łukaszem Maszczykiem?

- Od dawna się przyjaźnimy. Mieliśmy w pokoju zamontowane "słoneczko", które by nas wcześnie budziło. Ale smogu dotkliwie nie odczuliśmy. Na obozach przygotowywaliśmy się do igrzysk m.in. poprzez wcześniejsze wstawanie, wcześniejsze posiłki i treningi. To wszystko przyczyniło się do lepszego przystosowania się do warunków w Pekinie i szybszej aklimatyzacji. A co do Maszczyka: miał zdecydowanie korzystniejsze losowanie ode mnie: trafił na zawodników mniej znanych i tych, których już kiedyś pokonał. Mocno trzymam za niego kciuki i liczę na medal Łukasza.

 

Co dalej?

- Wyjeżdżam z żoną i synkiem do Wisły, gdzie zorganizowano obóz wypoczynkowo - treningowy.

Raz dziennie będę lekko trenował, by utrzymać dotychczasową dyspozycję i kondycję, a poza tym planujemy kąpiele w basenie, wędrówki po górach oraz zabiegi odnowy biologicznej. Żona jest z wykształcenia fizjoterapeutką i jej pobyt bardzo mi pomoże. Na razie nie wiemy jeszcze, kiedy przyjdzie nam dłużej wypocząć razem. Nie mogę sobie pozwolić, by rywale mi "odjechali".

 

Rozmawiał Andrzej Basiński / 30minut


Wróć
dodaj komentarz | Komentarze: